Ślub! Wesele!
Wiele z Was już po tym wydarzeniu, wiele z Was dopiero się z tym zmierzy ... ;-).
Ja swój wielki dzień obchodziłam niedawno - 26.05.2017r. i chciałam się zwierzyć trochę tak prywatnie jak to wszystko odczuwałam ;-).
Wszystko zaczęło się u nas od wyboru terminu, kiedy oboje wiedzieliśmy, że to już! zdecydowaliśmy się na załatwianie formalności, żeby było śmiesznie decyzja zapadła pod koniec lutego, a więc mieliśmy 3 miesiące - i powiem Wam, ze czasu wystarczyło nam w zupełności, nie potrafiłabym organizować się na rok czy dwa wcześniej. I tak większość spraw załatwia się krótko przed samą ceremonią, a po co czekać aż tyle czasu, stresować się niepotrzebnie i wyczekiwać na ten dzień.
Ok! Termin jest, zebraliśmy się i w jeden dzień udało się zorganizować wszystko w Kościołach, wstępnie zarezerwowaliśmy salę i zabraliśmy się za dalsze czynności. Ja nie musiałam się długo zastanawiać nad resztą, bo długo przed ślubem już wiedziałam jak ma on wyglądać. Miał to być majowy, konwaliowy ślub - więc dodatki na sali były z konwaliami, bukiet, wianek, butonierki oraz bransoleta dla świadkowej były z tych samych, moich ulubionych kwiatów.
Później na spokojnie załatwialiśmy pozostałe kwestię: suknię szyłam na miarę w salonie sukien ślubnych, sala dogrywana była na bieżąco, menu wybraliśmy na krótko przed Tym dniem. Kościół i USC to była raczej formalność, nauki przedślubne i poradnia rodzinna - jeden dzień, także wszystko szło płynnie i gładko. Same dodatki i ostatnie zakupy poczyniłam kilka dni przed ślubem. Nie chciałam robić tego na kilka tygodni wcześniej. Jak widzicie prawie sielanka, niestety małe problemy zaczęły się w ostatnim tygodniu przygotowań.

My jako przyszła Para Młoda byliśmy strasznie wyluzowani i do wszystkiego podchodziliśmy z ogromnym dystansem, ale inni nadrabiali nerwami za nas, potem zaczęło to też trochę przechodzić na nas, z nas na innych i tak powstało kilka niepotrzebnych nerwowych chwil. Już teraz wiem, że nie będę w przyszłości męczyła Pary Młodej, najlepiej ich zostawić w spokoju, jak będą potrzebowali pomocy z pewnością odezwą się sami. A powiem Wam, że wiecznie odzywający się telefon, ciągłe pytania i próbowanie we wszystkim pomóc, tylko bardziej rozjusza nic pomaga .. niestety! Ja byłam przez to strasznie nerwowa, nie mogłam nic zrobić spokojnie i ważne dla mnie osoby traktowałam okropnie, gdybym miała teraz taką wiedzę wszystko rozegrałabym inaczej.

Na szczęście jak staliśmy już przed ołtarzem, wszystko ze mnie zeszło i dopiero wtedy mogłam poczuć magię tego dnia. Chyba nie musze nikomu opisywać uczuć jakie towarzyszą przy tym wydarzeniu, są tak silne, ze ciężko mi je tutaj oddać, a uwierzcie, ze chciałabym ;-). Miłość, radość, euforia, szczęście, strach to tylko kilka z nich. Ceremonia w Kościele oczywiście minęła bardzo szybko, życzenia przed Kościołem i udaliśmy się na sale gdzie odbywała się mała uroczystość, nie szliśmy w duże wesele, tylko w rodzinnym gronie. Kameralnie tak, aby każdy mógł ze sobą spędzić trochę czasu - i było idealnie. Mała sala, wszyscy siedzieliśmy razem, tańce, rozmowy, idealnie jedzenie, pogoda cudowna, mini sesja ślubna w trakcie! Jak to teraz wspominam to aż mam łzy w oczach.
Jak widzicie, wrzuciłam tutaj trochę prywaty, trochę własnych odczuć, trochę cudownych zdjęć, nie jest to żaden poradnik, bo każdy organizuje i odczuwa Ten Dzień po swojemu i to jest w tym wszystkim cudowne ;-). Jeśli ktoś miałby jakieś pytania szczegółowe co do jakiejś kwestii piszcie, być może stworzę o tym osobny post! :-)
A teraz pozdrawiam Was serdecznie.
Y.