Aromatyczna Zimowa Ziaja

Aromatyczna ? Zimowa? Pachnąca ? Świąteczna ? Piernikowa ? Tak właśnie tak opisałabym świąteczną linię marki Ziaja. Nie przeszkadza mi to, że pod koniec października (wtedy kupiłam produkty)  u Ziaji pojawiły się już świąteczne zestawy, urzekły mnie swoim aromatycznym zapachem i oczywiście wyglądem!
 
 
Nie rozdrabniałam się na pojedyncze produkty, tylko od razu postawiłam na pięknie zapakowany zestaw :) Jak szaleć to szaleć! W zestawie zakupiłam mydło do ciała odraz zbawienny jesienią krem do rąk. Seria Świąteczne aromaty pachnie piernikiem, imbirem i cynamonem - połączenie idealne ... i zbliżające nas do świąt!
 
 
Jak pisałam wcześniej głównymi nutami serii jest piernik, imbir i cynamon, jak dla mnie najlepsze połączenie jakie może być w tym okresie świątecznym! Zapach mega wyczuwalny zarówno w mydle jak i w kremie :) Co ważne długo utrzymuje się na skórze po użyciu produktów, z czasem staje się coraz bardziej delikatny, nie drażni i nie jest męczący - duży plus. Opakowanie jak widać jasne i przejrzyste - białe, klasyczne - pasują wszędzie. Podoba mi się szata graficzna: brązowy opis i rysunek pierników (słodkich pierników), jest naprawdę przyjemna, nie dzieje się za dużo, ale to właśnie o to chodzi!
 
 
Jeśli chodzi o mydło - 200 ml produktu zamknięte w białej małej, poręcznej buteleczce, opakowanie nie dość, że ładne to jeszcze praktyczne, zmieści się wszędzie, butelka zamykana na zatrzask, otwór  niewielki, więc produktu nie przelejemy - spokojnie możemy sobie dozować ilość, którą chcemy użyć. Mydło spełnia wszystkie swoje role, łagodnie myje i pielęgnuje, pozostawia skórę nawilżoną i otuloną świątecznym zapachem, bardzo fajnie umila kąpiel - tworzy mega, mega dużo piany. Relaks nieziemski.
 
 
Przechodząc do kremu - zapach ten sam oczywiście, opakowanie typowe dla tego typu produktów, miękka tuba (trochę żałuję bo wolę twarde ) zakręcana korkiem, szata graficzna opisana wyżej :)
Krem faktycznie przynosi ulgę wysuszonym dłoniom, nawilża je i zmiękcza, fajnie  rozgrzewa w chłodne dni i wieczory. Nadaje skórze korzenny aromat, który pozostaje na niej przez dłuższy czas. Bardzo szybko się wchłania i nie pozostawia tłustych śladów na skórze !! genialnie!
 
 
Mam nadzieję, że przekazałam Wam trochę świątecznych aromatów, którymi uraczyła nas Ziaja :-)
Piernik, imbir i cynamon idealnie zaczynają się wpasowywać w zbliżającą się zimę .. myślę, że na taką smutna jesień też się przydadzą! Produkty, mydło i krem spełniają swoje role i przepięknie pachną. Wygląd też niczego sobie, zachęca do stałego korzystania :) Zachwyciła mnie jeszcze cena, każdy z nich kosztuje w sklepie stacjonarnym 5,99 zł, warto kupić i się przekonać jak obłędnie pachną ... zbliżającymi się świętami!

PhotoMix - kolejna odsłona


Czas na kolejny PhotoMix - taki już iście jesienny :)


Kalendarz na 2016 rok :) kupiłam już teraz - podoba mi się format, kolorowanki w środku i zachwyciła mnie cena - 19,90 zł w Empiku, czekam jeszcze na mój HappyPlanner i mogę zaczynać powoli planowanie przyszłego roku. I mój ulubiony jesienny kolor - szarość - ta idealna od Marc Jacobs, dodatkowo uwielbiam opakowanie :) cieszy oko!

 


Dwa jesienne outfity z frędzlami, zakochałam się w tym dodatku i mogłabym mieć go wszędzie, no ale ile można :) Jednak kiedy mogę to go wybieram! Moja ukochana torba frędzlowa z H&M :)



Jesienne dodatki, w końcu udało mi się skompletować to co chciałam. Oczywiście królują frędzle i pompony, także dwa breloki w takim stylu - szarość i czerń :) Czapka z Mohito także w tym kolorze, i oczywiście dodatkiem pompon:) a obok rękawiczki sowy z poprzedniego sezonu, są tak ciepłe, ze nigdy się ich nie pozbędę :)


 
Kubek sweterkowy z Biedronki, na jego punkcie oszalał cały IG - u mnie też nie mogło go zabraknąć :) dorwałam miętowy, niebieski i żółty! są cudowne !! Obok makijażowi pomocnicy z Make Up For Ever! Podkład HD, baza oraz tusz! :)



Sówce z Rossmanna też się nie mogłam oprzeć :)



Jesienią może też być kolorowo - postawiłam na pięknego niebieskiego wrzosa, który ożywia mój pokój, wygląda naprawdę cudownie no i bardzo ładnie skomponował mi się z Joyem :) a na prawo najsłodsza z najsłodszych - chyba nie muszę przedstawiać  ! :)




I na koniec tylko ja :)


Miłej niedzieli :)

Yasniable.



Jesienny umilacz - Balea

Umilacze jesieni, u mnie ich wiele :) Niedawno odkryłam jak bardzo lubię tę porę roku, nie jestem jak wszyscy, nie zachwycam się tylko latem i słońcem .. Nie zawsze tak było, ale pewnien czas temu odkryłam uroki jesieni :) Nowa garderoba (te jesienne kolory - szarość, brąz, khaki, granat), wysokie buty, słodkie kalosze, oczywiście świeczki i woski, książki (duuużo książek), herbata i kawa pita litrami :) Za oknem deszcz a my w łóżku, ciepły koc i grube kapcie! no i te sezonowe nowości, dajmy na to frędzle i pompony! No i kto mi powie, ze jesień nie jest wspaniała ... :)
 
Jednym z wielu moich umilaczy na jesienne dni została Balea - żel pod prysznic, a raczej krem!
 
 
Wersja waniliowa z jagodami z dodatkiem czarnej porzeczki - iście jesienna (wersja limitowana). Najwspanialszy w tym kremie jest oczywiście zapach - waniliowo jagodowy, soczysty i intensywny (jak ktoś lubi takie zapachy to polecam!!). Bardzo wyczuwalny od razu po otwarciu, w trakcie użytkowania no i oczywiście na skórze po kąpieli.
 
 
Opakowanie bardzo ładne, kolorowe, kolorystycznie dopasowane do wersji zapachowej, przyjemnie się prezentuje w łazience - a to dla mnie ważne. Minusem jest to, ze nie widać ile produktu nam jeszcze pozostało, ale bardzo łatwo wyczuć to podnosząc krem. Lotion zamknięty w tubie, która otwiera się na zatrzask, mała dziurka - produkt się nie przelewa, ułatwione dozowanie ;-).
 
 
Konsystencja kemu typowa dla tego typu kosmetyków, kremowa, ale niezbyt gęsta - w sam raz. Niewielka ilość produktu wystarczy, aby krem się dobrze pienił na skórze - i to mi się w nim bardzo podoba.  Krem wspaniale rozprowadza się na skórze, dobrze myje i jeszcze raz podkreślam cudownie pachnie jagodami z wanilią.
 
 
Ważne dla mnie przy użytkowaniu było to, ze krem spełnił wszystkie swoje funkcje, był przyjemny dla skóry w trakcie mycia i po, skóra też go polubiła. Nie mogę powiedzieć, aby jakoś specjalnie nawilżał, ale na pewno nie wysusza i nie uczula skóry. Nadaje się do codziennego mycia.
 
 
Balea - wersja limitowana - wanilia z jagodą !! :) Ten jesienny czasoumilacz stał się moim przyjacielem kąpielowym. Zapach, konsystencja, butelka - wszystkie te czynniki sprawiły,  że używało mi się go bardzo przyjemnie, produkt godny polecenia każdemu :) Szkoda, ze Balea jest tak trudno dostępna, ale na pewno nie zrezygnuje i postaram się wypróbować jeszcze inne warianty :)
 
Jesieni trwaj :) a jakie są Wasze umilacze na tę porę roku :)?!
 
Yasniable.

Sylveco - lekko i przyjemnie :)

Sylveco - żaden inny kosmetyk nie wzbudził we mnie tyle emocji co ten płyn lipowy, od radości po złość .. a dlaczego? Już mówię! Kiedy na blogach zaczęły się pojawiać recenzje micela byłam bardzo ciekawa jaki on jest naprawdę, coraz więcej pozytywnych opinii i sama się zaczęłam na niego nakręcać - no bo jak nie chcieć czegoś co jest prawie idealne! Cierpliwie czekałam dalej, nadal czytałam wpisy i byłam coraz bardziej zachwycona .. potem nadszedł ten dzień, kiedy otrzymałam go w prezencie i moja radość sięgnęła zenitu (w końcu go sprawdzę !! w końcu mam go i ja). Wracałam do domu z płynem i tylko z myślą kiedy go sprawdzę ... czekałam, czekałam aż  w końcu nadszedł moment kiedy mogłam wypróbować go na sobie ... i w tym momencie czekała na mnie niemiła niespodzianka! Sylveco po pierwszym użyciu nie spełnił u mnie swojej funkcji, owszem wyglądał i pachniał przyjemnie, ale w ogóle nie poradził sobie z moim makijażem (a nie używam kosmetyków wodoodpornych) byłam załamana! Dziwne było to, że w żadnych wpisie nie zauważyłam, aby płyn nie radził sobie z makijażem .. a u mnie?! Kilka dni się z nim męczyłam, ale nie chciałam się go pozbywać, chciałam dać mu szansę! Dałam! Obrałam inną taktykę demakijażu, skupiłam się na nawilżeniu i o dziwo! zaczął działać ... i wiecie co? działa i to rewelacyjnie! Taka to historia!
 
 
 
Sylveco - lipowy płyn micelarny. Skutecznie usuwa makijaż, łagodzi podrażnienia, wygładza i zapobiega wysuszaniu skóry, ziołowa pielęgnacja - lipa szerokolistna, aloes zwyczajny i proteiny owsa - wszystko wygląda idealnie!! :) Opis ten podbił moje serce i to był główny powód dla którego wybrałam Sylveco na swój następny micel. Mam skórę suchą i wrażliwą, wiec szukam ukojenia.

 
 Od początku. Bardzo podoba mi się butelka i szata graficzna, nieliczny z miceli zamknięty w smukłej, ciemnej butelce, jeśli ktoś lubi widzieć ile płynu jeszcze zostało w butelce wystarczy spojrzeć pod światło. Ciemna butelka jest naprawdę bardzo ładna i etykieta się z nią fajnie komponuje (tak jesiennie?!) Na etykiecie krótki opis i rysunek, z tyłu opis głównych składników i opis działania - wszystko po polsku, wszystko dla nas - rewelacja.
 
 
Płyn ma kolor jasnej żółci - coś innego, ale nie przeszkadza mi, konsystencja typowa dla tego typu produktów, i zapach - lekki, ziołowy. Przyznam szczerze, że na początku się go trochę przestraszyłam, ale z czasem zaczął mi się coraz bardziej podobać,  teraz podoba mi się na tyle, że czasami zdarza mi się go po prostu wąchać dla czystej przyjemności.
 
 
Dozowanie poprzez korek - nie duży, nie zdarzyło mi się jeszcze przelanie produktu - więc plus. Co do demakijażu tak jak pisałam, na początku było ciężko a potem coraz lepiej, i teraz po dłuższym używaniu nie mam problemu z usunięciem makijażu, jestem zadowolona z efektu jaki mi daje.
Oprócz skutecznego usunięcia makijażu, zauważyłam też bardzo przyjemne odświeżenie skóry, łagodzenie podrażnień. Mam skórę bardzo wrażliwą i przy niektórych micelach, po użyciu skóra mnie szczypała, była czerwona i ściągnięta. Tego tutaj nie ma!!! To dla mnie największa zaleta, moja skóra pokochała ten płyn i jest szczęśliwa a ja razem z nią, bo zniknęły moje problemy o których pisałam. Skóra jest wyciszona i przygotowana na dalsze czynności ;-)
 
 
Jak widzicie moja droga z płynem Sylveco nie była usłana różami, na początku była wielka fascynacja, rozczarowanie, potem postanowiłam dać mu jeszcze jedną szansę i jestem bardzo zadowolona. Piękna butelka, piękny zapach i faktycznie skuteczność sprawiły, ze chce więcej !!!
Nie poprzestanę na jednym opakowaniu, płyn łagodzi moją skórę więc będę do niego wracała, i planuje zakup innych kosmetyków marki Sylveco -  ciekawe jak tam potoczy się historia ;-)
Płyn 200 ml - cena 16-18 zł.
 
Dziękuje też Blogosi za tak wspaniały prezent!! (http://www.blogosia.blogspot.com) zapraszam :)
 
Yasniable.

Clinique Pop Lip Colour + Primer

Clinique Pop Lip Colour + Primer :)
Dziś wpis na blogu o pomadce którą ostatnio pokochałam ... Clinique Pop Lip Colour + Primer, czli pomadka + baza - rewelacja. Żałuję tylko, że spotkałam się z nią tak późno ...


Clinique pomadka do ust i baza wygładzająca w jednym - rzadko spotykany duet, a jednak.
Cała formuła powstała na bazie masła shea i murumuru, to właśnie one zapewniają nam całkowite nawilżenie, baza w pomadce sprawia, że kolor idealnie rozprowadza się na ustach, które są bardzo gładkie i miękkie. Dzięki polimerom, które są zawarte w pomadce kolor pozostaje żywy i intensywny przez cały dzień - zgadzam się  z tym wszystkim w 100 % :)
 
 
Zacznę od tego, że z 16 dostępnych kolorów ja wybrałam śliczny jasny, stonowany róż - numer 12 (fab pop), wybór był dość trudny bo przyznam szczerze, że chętnie na swoich ustach widziałabym każdy kolorów dostępnych w serii, no ale musiałam wybrać tylko jeden ... mam nadzieje, ze w niedalekiej przyszłości uda mi się powiększyć moją kolekcje. Już samo opakowanie przykuło moją uwagę, w moim przypadku różowo (odcień wybranej pomadki) srebrne, przyjemne, klasyczne no i cieszące oko :) Opakowanie bardzo trwałe, przy częstym używaniu nie otwiera się samo, jestem z niego bardzo zadowolona, wygodnie się je trzyma - także jest to niewątpliwy plus.

 
 Przechodząc już do samego produktu, pomadka bezzapachowa, wiec nie drażni przy aplikacji, rozprowadza się ją bardzo przyjemnie i gładko, nałożenie przypomina nałożenie masełka na usta - fajne uczucie. Tak uzależniłam się od nakładania jej na usta, że mogłabym to robić non stop, no ale przecież ile można :) Clinique pop kryje całe usta, wyglądają one naprawdę świeżo i błyszcząco, pomadka nie ma żadnych drobinek, więc nie ma też efektu lustrzanki, tylko naturalny efekt. Największym plusem dla mnie w tym produkcie jest to, ze usta są mega nawilżone !! zero wysuszenia, zero nakładania na nie błyszczyku, nie potrzeba im już nic - uwielbiam to uczucie miękkich i nawilżonych ust. Co do bazy , która występuje w nazwie, rzeczywiście ja też można zauważyć przy ocenie trwałości, pomadka bardzo długo trzyma się na naszych ustach. Z jedzeniem i piciem potrafi mi się utrzymać ok 5/6h - wiec jak dla mnie to całkiem niezły wynik.

 
 Nie mam żadnego zdjęcia na ustach, pokazuje jak to wygląda na mojej skórze :-) Dla mnie (blondynki) kolor idealny - na pewno będę do niego wracała, ale tak jak pisałam wcześniej nie zrezygnuje z przetestowania innych pomadek Clinique Pop i na pewno zdecyduje się na inne, ciekawe kolory :) Jeszcze raz zachwycę się moją Fab Pop - nawilża, wygładza usta, kolor bardzo naturalny, błyszczący, rozprowadzenie bardzo przyjemne, i duży plus za trwałość :)

Clinique Pop Lip Colour + Primer  jestem na TAK !!

Yasniable.

Baza Mufe - płynne szczęście :)

Zielona baza pod podkład ? dziwne ... czemu nie ;-)


Przyznam szczerze, że produkty typu bazy pod podkład używam od niedawna, wcześniej nie znałam tych produktów, nie potrzebowałam ich, uważałam, ze są zbędne, aż do pierwszego spotkania.
Po pierwszym nałożeniu bazy, później podkładu stwierdziłam, ze już nie jestem w stanie wykonywać makijażu bez tego produktu. Kilka słów o bazach, do czego one służą ? W ogromnym skrócie: bazy  służą przede wszystkim do przedłużenia trwałości podkładu, idealnie sprawdzą się na co dzień aby nasz makijaż utrzymał się cały dzień, bądź na imprezę gdzie całą noc musimy wyglądać idealnie. Bazy mają również inne zastosowania, spotkać można bazy matujące, redukujące zaczerwienienia nawilżające czy rozświetlające. Czyli każdy może dobrać bazę pod to jakiego efektu oczekuje. Można także łączyć produkty, czyli nałożyć bazę wygładzającą na cała twarz, a na miejsca które tego wymagają bazę matująca, dla chcącego nic trudnego. Jeśli chodzi o marki to prawie każda marka ma swoją bazę, więc z dostępnością też nie jest trudno. Przygodę bazową rozpoczęłam od zielonej (na początku byłam przerażona kolorem) bazy, która koryguje zaczerwienienia z MUFE.
 
 

Jak widzicie tubka bazy jest zielona, i taki sam kolor ma sam produkt. Baza firmy Make Up For Ever ma za zadanie korygować zaczerwienia, optycznie spłycać drobne zmarszczki oraz niwelować niedoskonałości skóry. Mineralny, zielony pigment koryguje zaczerwienienia skóry, bazę te można nakładać na cała twarz, ale ja staram się nie obciążać skóry i nakładam produkt punktowo, czyli na miejsca, które są najbardziej zaczerwienione. Produkt zawiera także kwas hialuronowy, więc nasza skóra może być spokojna o odpowiednie nawilżenie. Jeśli chodzi o używanie bazę nakładamy na krem, który musi się wchłonąć - jest to ważne aby produkt się nie rolował na twarzy. W momencie kiedy baza się wchłonie nakładamy podkład i wykonujemy dalszy makijaż.
 
 
A jeśli chodzi o sam produkt, baza zamknięta jest w zielonej tubce, tak jak sam produkt, jak ktoś używa kilku baz, na pewno łatwiej będzie mu je odróżnić. Tubka ma 30ml więc produktu jest sporo, a tubka na pewno jest poręczna i wygodna w użytkowaniu. Na produkcie jest informacja oczywiście co to za kosmetyk i do czego służy - opisany jako STEP 1 czyli pierwszy krok w naszym makijażu.
 
 
Tubka odkręcana, długi nosek dzięki któremu możemy dozować produkt i na pewno go nie przelejemy, łatwy w czyszczeniu gdyby zdarzyło się nam ubrudzić produkt. Baza jest lekka i przy nakładaniu nie ma problemu z rozprowadzeniem jej na twarzy, nie jest ona jednak bardzo śliska jak inne bazy, wiec polecam ją wklepać w zaczerwienione miejsce, to przyniesie doskonały rezultat. Baza bardzo szybko się wchłania, nie zapycha porów i nie uczula, rzeczywiście miejsca zaczerwienione znikają pod makijażem, ale nie tworzy się nam maska na twarzy, niekiedy po kilku godzinach zaczerwienienia mogą się zacząć pojawiać (wszystko kwestia cery). Przy używaniu zauważyłam, że makijaż rzeczywiście jest bardziej trwały i przyjemniej się nakłada podkład na taką bazę. W prawdzie całkiem inaczej jest to przy bazie wygładzającej, ale podkreślałam, ze ta zielona baza nie spełnia takiej funkcji, tylko koryguje
 
 
Pokochałam bazy .. nie wyobrażam sobie już makijażu bez nakładania tego produktu, wygładzająca i korygująca zaczerwienia to moje faworytki. Mam nadzieje, ze uda mi się jeszcze skorzystać z innych i sprawdzić jak sobie radzą ;-) Więc jeśli chcecie utrwalić Wasz makijaż, wygładzić, rozświetlić twarz czy skorygować niedoskonałości takie jak zaczerwienia czy drobne zmarszczki to polecam jak najbardziej. Nie przerażajcie się kolorami, bo tak jak ta baza jest zielona to na twarzy kolor znika i mamy produkt przeźroczysty! :) Do dzieła!
 
Yasniable.

PhotoMix - odsłona druga.

Chyba jednak regularnie ...


Buty co prawda zakupione w marcu, ale jeszcze nie miałam okazji ubrać - czas to zmienić :) Jesień może być bardzo kolorowa, tak jak mój ukochany wrzos na drugim zdjęciu - niebiesko mi !



 
Nowa jesienna kurtka z Mohito - ta czarno - brązowa z prawej strony :) po lewej wiosenna wersja, kocham takie pikowane kurtki, są najlepsze. Drugie zdjęcie to wspomnienie lata z Yankee Candle Summer Scoop :) pachnie idealnie, nawet podczas jesiennych wieczorów ....
 

Szwajcarskie bezy - mega słodkie i pyszna latte z genialną pianą - domowa kawa najlepsza :)
Nowy portfel - Parfois - imitacja skórki, kolejny jesienny zakup - ahhh piękny prawa :)?
 

Kolejna torba do kolekcji- długa beczka, oczywiście klasyczny czarny kolor i mój pierwszy Lilou :)
Wybrałam czarno - błękitną kokardkę z zawieszką w kształcie misia z grawerem w środku w kształcie serca - słodko i uroczo - tak jak lubię :)

 

 Po lewej - Toruń :) po prawej Warszawa :) takie zdjęcia w słoneczną pogodę udało się zrobić :)
 
Yasniable.





 

Grecki Korres

Przygodę z grecką marką Korres rozpoczęłam od dwóch małych produktów ...


Mianowicie, żel pod prysznic i mleczko do ciała z serii Santorini (zapach kwiatu winorośli z Santorini), zainwestowałam w dwa małe produkty o pojemności 40ml - oba, jeśli mam do wyboru  mniejsze wersje, zawsze je wybieram do przetestowania, wolę się potem nie zrazić zakupem :) Tym bardziej, ze mniejsze wersje cenowo wypadają bardzo korzystnie w porównaniu ze standardowymi pojemnościami :)
 
Jeśli chodzi o markę Korres nie będę się za dużo rozpisywała, bo wiele można o niej poczytać w internecie, jako, ze jestem wielką fanką języka greckiego (studiowałam staraogrekę) to marka przyciągnęła mój wzrok bardzo szybko :) Korres jest marką bardzo podobną do naszej polskiej marki Pat&Rub - stricte naturalną, tylko z organicznych składników, produkty pachną wspaniale, bo tylko tym co się w nich znajduje - rewelacja. Jako ciekawostka produkty matki z Grecji sprzedawane są w aptekach, są tam bardzo popularne i lubiane przez miejscową ludność, mam nadzieje, ze Polacy polubią je tak samo ;-)
 
 
W produktach tej marki bardzo podobają mi się opakowania, szata graficzna bardzo ładna i przejrzysta, każda seria ma swój kolor, na etykiecie opis produktu po angielsku, w poprzednich wersjach także po grecku, ale marka raczej już od tego odeszła. Z tyłu opis produktu po polsku, wiec nie musimy sięgać po słowniki. Seria z Santorini bardzo przyjemnie wygląda, przypomina mi wakacje dlatego ja wybrałam jako pierwszą na testowanie ;-).
 
 
Opakowania dość wygodne i poręczne, żel smukły wiec w dłoni mieści się idealnie, jeśli chodzi o zapach oba produkty ( w końcu ta sama seria) pachną bardzo delikatnie i przyjemnie, dla fanek organicznych, głównie roślinnych kosmetyków będzie to zapach idealny, tak jak dla mnie, nie przytłacza, utrzymuje się na skórze, wiadomo, ze wzmocnimy go używając obu produktów łącznie, ale, nawet kiedy używałam tylko żelu pod prysznic, czułam go na sobie dość długo ;-).

,
Żel ma lejącą się konsystencje, ale bardziej z tych gęstych, podczas dozowania nie musimy się bać, ze uleje się nam za dużo produktu, otwór optymalny, nie za duży nie za mały - w sam raz.  Żel pieni się dobrze, barwa lekko żółtawa, no i ten zapach :) Produkt spełnia wszystkie wymagania - dobrze myje skórę, nie wysusza i nie podrażnia, skóra jest nawilżona i otulona zapachem.

 
 Dozowanie balsamu typowe dla tych produktów, nakrętka - otwór i mała dziurka. Balsam się nie wyleje w nadmiarze. Jeśli chodzi o sam produkt bardzo fajnie się rozprowadza na skórze, nie jest zbyt gesty i nie pozostawia tłustego filmu na skórze. Co dla mnie ważne bardzo szybko wysycha i się  nie klei. Odpowiednio nawilża skórę i pozostawią ją miękką i gładką.  Po raz kolejny muszę powtórzyć, ze pięknie pachnie :)

Greckie produkty marki Korres bardzo przypadły mi do gustu, złożyło się na to wiele czynników, ale nie żałuję, ze rozpoczęłam tę przygodę .. już teraz wiem, ze na pewno będę ją kontynuowała :)
Pojemność 40ml - cena promocyjna 11 zł za każdy produkt.

Zapach kwiatu winorośli z Santorini ? Coś dla Was?

Yasniable.